poniedziałek, 21 stycznia 2013

Jedzenie w ciemności, czyli Dark Restaurant






W zeszły czwartek dzięki uprzejmości Dark Restaurant w Poznaniu i zabiegom Moniki Kozak z http://pinupcookinglooking.blogspot.com/ miałem przyjemność wraz z innymi poznańskimi Blogerami odwiedzić powyższą restaurację i sprawdzić, co kryje się w osławionych już ciemnościach.


Cała nasza grupa została bardzo miło przyjęta i po krótkim wprowadzeniu, tj. zapoznaniu Nas z filozofią, jaką kieruje się restauracja oraz zasadami obowiązującymi gości, przeszliśmy do sali, w której mieliśmy się zmierzyć z menu. Po kolacji spotkaliśmy się z szefem kuchni Radosławem Nejmanem (szefuje również w Vine Bridge), który uświadomił nam, jakie to rarytasy mieliśmy okazje kosztować. Ponadto przeprowadził Nas przez proces powstawania każdego dania, które próbowaliśmy.

Mieliśmy do wyboru dwa menu: Mood Food, czyli jedzenie, którego zadaniem jest nie tylko dobrze smakować, ale i wpłynąć pozytywnie na nasz nastrój oraz Bizzare Food, które ma zaskoczyć oryginalnością produktów i nowatorstwem w łączeniu zupełnie podstawowych rzeczy.

Jak się pewnie domyślacie, nie mogłem sobie odmówić tej przyjemności i wybrałem oczywiście Bizzare Food. Zanim jednak przejdę do jedzenia, kilka słów o samej restauracji, która jest jedyną taką w Polsce i jedną z czternastu na świecie. Restauracja działa w Poznaniu od przeszło siedmiu lat i ma wielu zagorzałych zwolenników, choć częściej od wiarygodnych informacji, można usłyszeć historie, o tym jak ktoś kogoś w ciemnościach dziabnął widelcem w rękę.

Założę się, że każdy przed wejściem do ciemnej sali, spodziewa się ciemności, do której można się przyzwyczaić i w której po chwili będzie można dojrzeć kontury przedmiotów, czy innych ludzi. I tutaj pierwsze zaskoczenie, bo na sali panuje ciemność doskonała, tzn. że nie widać kompletnie nic i gdyby nie obecność kelnera, który prowadzi klienta za rękę można by nigdy nie znaleźć wyjścia. Przebywanie w takiej ciemności dość szybko odbija się na samopoczuciu i psychice, a fakt, że wybrało się Bizzare Food na kolację powoduję również, że wyobraźnia zaczyna działać w nieznany dotąd sposób.

Kiedy zostaliśmy usadzeni i wytłumaczono Nam, że pomimo obecności sztućców praktyczniejsze jest posługiwanie się rękoma, które można płukać w stojących na stole miseczkach z wodą, rozpoczęło się oczekiwanie na przystawkę.

PRZYSTAWKA
Moja przystawka w pierwszej chwili zaskoczyła mnie brakiem zaskoczenia, pomimo przerażającego w dotyku kapara, na moim talerzu znalazły się dwie małe kanapeczki z bardzo dobrym musem z podrobów, kaparami i kiełkami. Muszę przyznać, że na początku poczułem wielkie rozczarowanie. Ja przyszedłem w końcu na BIZZARE FOOD, a dostaję „chleb z pasztetem”. Rozczarowanie zmieniło się wkrótce w niepokój, gdyż uświadomiłem sobie, że przecież do pasztetu można dodać wszystko :P. Jak się później okazało ten pyszny, delikatny w smaku i konsystencji mus, zrobiony był z gęsich wątróbek i mózgów wieprzowych w stosunku pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Wielkie chapeau bas z mojej strony. Dzięki tej przystawce zrozumiałem prawdziwe znaczenie Bizzare Food. Nie jest przecież sztuką położyć na talerzu usmażony plaster mózgu, ale stworzyć przy jego pomocy, małe, niby zwyczajne arcydzieło, ale w pełni godne uznania.

Między przystawką a daniem głównym udało mi się skubnąć (za wiedzą i pozwoleniem) od sąsiadów małych robaczków i duszonej, glazurowanej marchewki, która imitowała imbir.  

  
DANIE GŁÓWNE
Danie główne już od pierwszego kęsa okazało się dużo bardziej zaskakujące od przystawki. Bawole jądra, przez emocje które wywołują miały być oczywiście największą atrakcją na talerzu...
Nie były. Jądra, same w sobie nie mają smaku, który można wyeksponować, więc uważam że sposób w jaki Szef Kuchni Radosław Nejman je przygotowuje jest bardzo fajny i pozwala sprzedać ten produkt każdemu. Ponadto każdy po takiej kolacji będzie mógł z dumą chwalić się żonie, dzieciom i kolegom z pracy, że jadł bycze jądra, ma big cojones i w ogóle jest mistrzem czasoprzestrzeni. Jądra były pokrojone w cienkie plastry i usmażone w tempurze dzięki czemu miały nieregularny kształt, który w żaden sposób nie przypominał jąder. Tempura spowodowała też, że były oczywiście smaczne, bo wszystko usmażone w tempurze - ciepłe i chrupiące jest dobre.
Jądra zostały podane z dodatkami, które według mnie okazały się prawdziwymi gwiazdami na moim talerzu. Podejrzewam, że również dla Szefa Kuchni były większym wyzwaniem i sprawiły więcej przyjemności w przygotowaniu.
Rolę zapychacza na talerzu pełniła soczewica gotowana z miętą, która dość mocno rozgotowana miała ciekawą konsystencję i lekko mączny smak, przez który dopiero po chwili przebijała się mięta. Smakowo, może nie do końca odpowiadało to moim kubkom smakowych, ale niewątpliwie jest to niesamowicie odważny i pomysłowy sposób podania soczewicy.
W ramach „surówki” na talerzu pojawiło się coś co było największym zaskoczeniem dla mnie tego wieczoru i zarazem najsmaczniejszym akcentem (obok przystawki) kolacji w ciemnościach. Był to pokrojony w kostkę banan smażony razem z czosnkiem. Połączenie tak nieoczekiwane, że jedząc nie mogłem uwierzyć, że to prawda. Najważniejsze jest jednak to, że tak przygotowany banan był wyśmienity. Zarówno konsystencja (która w rękach jest dość przerażająca), faktura, jak i smak są niesamowite i ciężko opisać je słowami. Musicie spróbować sami!

Wizyta w Dark Restaurant była niezapomnianym przeżyciem, które mogłem dzielić z innymi pasjonatami jedzenia. Osobiście uważam, że każdy powinien choć raz odwiedzić tą restauracje, a czy wrócicie? To już zależy od Waszego podniebienia.

Ja pewnie tak.


2 komentarze:

  1. Łał. Jestem w Poznaniu często. A nie słyszałam o takiej restauracji.Widziałam na jakimś filmie takową restaurację, nie pomyślałabym, że istnieje taka w Polsce. Trzeba spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jestem z Poznania i byłam w Dark Restaurant. Wrażenia są niesamowite. Jedzenie przepyszne, a atmosfera wyśmienita. Wszystkim smakoszom gorąco polecam!

    OdpowiedzUsuń