sobota, 22 marca 2014

Concordia Taste – zakończenie zimy i początek wiosny


Najczęściej czytamy recenzje, oceny i wrażenia z pobytu w restauracji osób, które były tam jeden raz. Wybrały się w określone miejsce w celu napisania recenzji, bądź trafiły tam przypadkowo i postanowiły się podzielić wrażeniami. Ja zdecydowanie preferuję kilkakrotne odwiedzenie danego miejsca zanim wydam wyrok na jego temat. Oczywiście ta zasada nie ma zastosowania, kiedy za pierwszym razem zderzymy się z wszech ogarniającym syfem, a jedzenie będzie uciekało z talerza. Jeśli jednak jedzenie może nie było idealne, ale można było dostrzec pewien potencjał, to należałoby przyjąć, że może kucharzowi coś nie wyszło. Tak samo jeśli jedzenie nas zachwyciło, wypadałoby sprawdzić czy nie była to jednorazowa eksplozja talentu szefa (lub jak to się teraz mówi CHEFA) kuchni.



Aż wstyd przyznać, ale pierwszy raz wybrałem się do Concordii Taste dopiero miesiąc temu. Wiele o niej słyszałem. Z reguły były to pozytywne lub bardzo pozytywne oceny. Wiele osób podkreślało otwartość tego miejsca na najmłodszych smakoszy. Nie było więc innego wyjścia jak tylko zapakować Nindżę w nosidło i nawiedzić to tak modne obecnie miejsce. W lutym towarzyszyła nam „Lepsza Połowa”, a także dwójka przyjaciół ze Szwajcarii, dzięki czemu mieliśmy okazję do spróbowania większej ilości dań.


W Concordii przywitała nas ogromna, jasna i pełna dzieci przestrzeń. Z „Lepszą Połową” wymieniliśmy spojrzenia i wiedzieliśmy, że dobrze trafiliśmy. Od razu dostaliśmy krzesełko dla Nindży i miseczkę z wrzątkiem, w której mogliśmy podgrzać jedzenie dla niej. Niestety krzesełko, które nam przyniesiono było brudne i musieliśmy je najpierw wyczyścić zanim mogliśmy posadzić w niej małą. Może ktoś z Was powie, że to bzdura, ale dla mnie jest to rzecz niedopuszczalna. Nie jest przecież wielkim wysiłkiem wytrzeć krzesełko zanim przyniesie się je gościom. A jeśli gwarantuję Wam, że wspomnienia o brudnym krześle, talerzu czy stole pamięta się długo. Wielkim plusem jest za to pokój do karmienia, który nie tylko jest czysty i schludny, ale i świetnie wyposażony.



Pierwszy kontakt z menu i kolejny pozytyw. Jest przejrzyste, odpowiedniej wielkości. Najważniejsze jednak w menu Concordia Taste jest jego ostatnia strona, na której widnieją dostawcy restauracji. Praktyka godna podziwu i pochwały. Życzyłbym sobie, aby każda restauracja była na tyle szczera, aby pochwalić się skąd bierze mięso, warzywa czy pieczywo. Jeszcze tylko rzut okiem na ceny. Tutaj Concordia też nie ma się czego wstydzić. Nie są to ceny jak z baru mlecznego, ale przecież nikt chyba tego nie oczekuje. Co ważne ceny nie straszą i nie zniechęcają do próbowania kilku dań.


Podczas naszej pierwszej wizyty próbowaliśmy:
  • Kremu z marchewki z boczkiem – muszę się Wam przyznać, że był to najlepszy krem z marchewki jaki w życiu jadłem. Smak marchewki, jej słodycz był niesamowicie intensywny, a w połączeniu ze słonym i wędzonym smakiem boczku powalał.   
  

  • Zupę z czerwonej fasoli z ogonem wołowym i chorizo – kolejna wygrana. Danie było bardzo sycące i aromatyczne, a mięso z ogona wołowego bardzo delikatne i miękkie.   

  • Placuszki z kozim serem sałatą i ziołami – bardzo przyjemna mała przystawka. W sam raz, aby przygotować żołądek na coś konkretniejszego.   

  • Czarny makaron z owocami morza – „Lepsza Połowa” była zachwycona. Jak dla mnie trochę za bardzo pachniał rybą, ale był ok.

  • Pęczakotto z policzkami wieprzowymi, pierożkami z kaszanką i zasmażaną kiszona kapustą – danie przepyszne, bardzo intensywne w smaku, ciężkie (pozytywnie ciężkie) idealnie pasujące do zimowego menu. Policzki było trochę za twarde, ale i tak pełne smaku.     
Podsumowując nasza lutowa wyprawa do Concordia Taste była wielce udana i zaraz po wyjściu obiecaliśmy sobie, że niedługo tam wrócimy.

Wróciliśmy wczoraj. Ja Nindża i dwie nindżowe ciotki Katrin i Kamila. Chciałem sprawdzić właśnie wprowadzone wiosenne menu, a ciotki musiały się posilić przed pyrkonowym szaleństwem. Tak jak ostatnio atmosfera i obsługa była bez zarzutu (choć cholernie długo czekaliśmy na rachunek). Jedna rzecz zirytowała mnie ogromnie, kolejny raz dostaliśmy BRUDNE krzesełko. Nie wiem czy to jest jakiś nowy standard, ale jest wyrazem kompletnego braku szacunku dla klienta. Równie dobrze można podać brudne talerze, albo sztućce.


Jeśli chodzi o jedzenie to kolejny raz się nie zawiedliśmy. Spróbowaliśmy następujących dań:
  • Krem z kiszonych ogórków – ciekawe danie. Po pierwszej łyżce myślałem, że spadnę z krzesła. Uderzenie kwaśności i słoności było prawie nie do zniesienia. Po początkowym szoku i przyzwyczajeniu się do smaku zupa jest ciekawym doświadczeniem, ale chyba tylko na jeden raz.   

  • Tortille z wędzonym łososiem – Kamili smakowała, ja nie próbowałem, ale jeśli chodzi o prezentacje to dla mnie wyglądała trochę mizernie.   

  • Sałatkę z grillowaną polędwicą wołową i warzywami – danie Katrin. Zarówno polędwica, jak i warzywa były smaczne. Fajna sprawa, bo najczęściej sałata w takiej postaci podana jest z wieprzową polędwicą. Co było jednak kompletnie niezrozumiałe zarówno dla mnie jak i przede wszystkim dla Katrin był papier, który możecie dostrzec na zdjęciu. W moim daniu, o którym zaraz ten papier nie przeszkadzał, był nawet jakoś stylistycznie zrozumiały. Podawanie jednak wilgotnych i soczystych warzyw i mięsa jest zabiegiem dość dziwnym. Papier szybko nasiąknął w efekcie czego Katrin krojąc swoje danie kroiła też klejący się do niego papier (kawałek chyba nawet zjadła). Wielka szkoda, że tak ciekawe i smaczne danie zostało zrujnowane przez kawałek papieru.   
  • Burgera z wędzonym serem i domowymi frytkami – mój burger był całkiem dobry, mięso może odrobinę za suche, ale jeśli chodzi o całość było bardzo dobrze. Co mnie natomiast zachwyciło to domowe frytki, które były fenomenalne i smakowały nawet Nindży.




Podsumowując Concordia Taste jest naprawdę super miejscem, gdzie możecie wybrać się ze znajomymi, partnerami biznesowymi, a przede wszystkim dziećmi. Jedzenie trzyma wysoki poziom i jest w akceptowalnej cenie. Jeśli jednak wybieracie się do Concordii z dziećmi siedzącymi w krzesełku to zabierzcie ze sobą nawilżane chusteczki (mam nadzieję, że ktoś z Concordia Taste to przeczyta i już nigdy nikt nie dostanie syfiastego krzesełka dla swojego dziecka).  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz